1
1

cross-postowane z: https://szmer.info/post/1045531

Od 27:00

no to teraz im jeszcze łosie przeszkadzają

2
1
submitted 1 year ago* (last edited 1 year ago) by makemoshnotwar@szmer.info to c/srodowisko@szmer.info

"interwencję" krytykują nawet byli członkowie służb:

Incydent skomentował na Twitterze (X) były oficer policji Jerzy Dziewulski. "No nie wierzę! 4 z SOP z wyzwiskami maltretuje, bo tak to trzeba nazwać człowieka, który protestował słownie, a nie fizycznie. Buraki nie znające umiaru w okazywaniu swoich uprawnień. Przyjdzie czas, że ktoś kołku zwróci się do ciebie z takim samym tekstem po 15.10.23" – czytamy.

https://natemat.pl/512422,nagrano-brutalne-zatrzymanie-przez-sop-wyszedl-z-banerem-na-wiecu-premiera

3
1
4
1
5
1

cross-postowane z: https://lemmit.online/post/819492

This is an automated archive made by the Lemmit Bot.

The original was posted on /r/polska by /u/grot_13 on 2023-09-17 10:20:03.

6
1
Stop rzezi dzików w Warszawie! (umap.openstreetmap.fr)

cross-postowane z: https://szmer.info/post/998646

Hej. Pierwszy post na Szmerze, postaram się krótko i treściwie. :-) Mam nadzieję, że są tu osoby zainteresowane.

Pewnie część z Was wie, że w Warszawie, od 4 lipca 2023 r., trwa masakra 290 dzików. 200 zostanie odstrzelone, 90 - odłowione i uśmiercone farmakologicznie. Podczas kadencji Rafała Trzaskowskiego to już co najmniej piąty wyrok na te zwierzęta. Razem z Warszawskim Ruchem Antyłowieckim staramy się maksymalnie zakłócić co najmniej odstrzały. Jak - czytaj poniżej. Każda para rąk (i nóg) się przyda, może pozwolić uratować jakąś grupę rodzinną, więc jeśli chcesz z nami działać, pisz. Nasza akcje jest legalna, bo odstrzał to nie polowanie, i zakaz utrudniania go nie dotyczy - dla pewności mamy to skonsultowane z prawnikiem.

W poprzednich takich akcjach nie mieliśmy wiedzy ani doświadczenia aby realnie je zakłócić. Ale tym razem jest inaczej. Namierzyliśmy już razem 5 nęcisk (i szukamy kolejnych), gdzie Lasy Miejskie Warszawa sypią kukurydzę i przyzwyczajają dziki do żerowania, a w nocy do nich strzelają. Bardzo "etyczne" postępowanie, prawda? Można to sk...stwo zakłócić na kilka sposobów i to robimy, ale jesteśmy małą grupą, wszyscy też pracują zawodowo i działają w innych tematach. Zbyt wiele tak nie zdziałamy. Dlatego potrzebujemy Twojej pomocy. Skontaktuj się z nami, napisz orientacyjnie gdzie w stolicy najczęściej bywasz. Jakoś się dogadamy kto, kiedy i gdzie. :-) Pomimo legalności tych działań, dbamy o bezpieczeństwo, także komunikacji.

To jak, do zobaczenia na akcji? :-)

Jeszcze jedno - mamy też mapę, zrobioną przy współpracy z Mapą ambon myśliwskich w Polsce. Bardzo ułatwia to poszukiwania. Dowiesz się z niej gdzie nie wolno strzelać, gdzie strzelać ani odławiać, gdzie było dużo skarg na dziki, gdzie są odłownie stacjonarne (obecnie nieużywane, ale może się to zmienić). Lokalizacje odkrytych nęcisk podamy zaufanym osobom, bo nie chcemy aby Lasy Miejskie je poprzenosiły. Link do mapy publicznej: https://umap.openstreetmap.fr/en/map/mapa-publiczna-nie-trzaskac-dzikow_950399

7
1
submitted 1 year ago* (last edited 1 year ago) by makemoshnotwar@szmer.info to c/srodowisko@szmer.info
8
1
submitted 1 year ago* (last edited 1 year ago) by wounded_knee@szmer.info to c/srodowisko@szmer.info

Wyłączenie 20 proc. lasów z użytkowania gospodarczego, realna odbudowa i ochrona Odry, Wisły i innych polskich rzek oraz odwrócenie niekorzystnej dla środowiska i klimatu ustawy ocenowej, która nie nakazuje konsultacji z lokalnymi obywatelami ws. inwestycji uznanych za strategiczne – to postulaty dotyczące ochrony środowiska z Manifestu 100 Dni

9
1
submitted 1 year ago* (last edited 1 year ago) by rahora@szmer.info to c/srodowisko@szmer.info

Niezależne badania pokazują ogromną skalę skażenia po pożarze w Przylepie. Instytucje rządowe przekazywały mieszkańcom do tej pory niepełne dane. Wyniki są zatrważające, normy niektórych substancji przekroczone kilkanaście tysięcy razy— mówi marszałek Elżbieta Polak. Prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki, trzymający z rządem, kpi i... przynosi gaśnicę.

Badania, które zleciła lubuska marszałek, mają pokazać skalę skażenia, wpływu pożaru na środowisko, a także na ludzi. W magazynach w Przylepie zmagazynowanych było ok. 5 tys. ton niebezpiecznych substancji. Biegły, który inwentaryzował nielegalne składowisko przed pożarem (wybuchł 22 lipca), na zlecenie prokuratorów, nie mógł zbadać wszystkich beczek i mauserów, w których gromadzono toksyczne i silnie rakotwórcze substancje. Było to zbyt niebezpieczne dla jego zdrowia.

To, co znajdowało się w wyrywkowo skontrolowanych beczkach, stanowiło jednak niezbitą podstawę, by prokuratorzy polecili miastu natychmiastową utylizację całego składowiska. Ostrzegali, że magazyny w każdej chwili mogą samoistnie eksplodować. Prezydent Zielonej Góry mimo wyroku NSA nie uprzątnął składowiska, choć miał na to aż osiem lat. I duże pieniądze na ekologię w unijnym ZIT.

— Prezydent Zielonej Góry, wespół z wojewodą i minister klimatu, wmawiał mieszkańcom, że sytuacja jest bezpieczna. Służby rządowe przekazywały niepełne dane, dlatego zleciłam badanie, które miało określić, jak bardzo niebezpieczne były te substancje. Zleciliśmy je pod kątem sprawdzenia występowania kilkuset substancji niebezpiecznych. Wyniki są przerażające— mówi Elżbieta Polak, lubuska marszałek.

Raport, który zawiera 140 stron, przekaże śledczym, którzy badają sprawę nielegalnego składowiska (można go także znaleźć na stronie Lubuskie.pl).

— Jest kluczowy, by określić, czy prezydent miasta naraził zdrowie i życie osób, nie wypełniając wyroku sądu. Czy nie ucierpiały osoby, które pożar gasiły, mieszkańcy tej dzielnicy i sąsiednich, którzy nie zostali ewakuowani— wymienia marszałek. Raporty: duża skala skażenia

W środę (13 września) marszałek upubliczniła wyniki badań próbek substancji, które przeniknęły z pogorzeliska. Zostały wykonane przez niezależne, poznańskie, akredytowane laboratorium PROTE. Marszałek pokazała także raport, który wykonał biegły ekspert Polskiej Izby Ekologii Krzysztof Tyrała.

— Wojewoda lubuski informował mieszkańców na konferencjach prasowych: „Nie było ani jednego momentu, kiedy zdrowie i życie mieszkańców, którzy są w pobliżu zdarzenia, było zagrożone". Nie wierzyliśmy tym słowom, dlatego zleciliśmy badania. Dzisiaj mamy potwierdzenie, że mieliśmy rację— mówiła marszałek i rozliczała minister Annę Moskwę, że nie skorzystała z opinii ekspertów ds. utylizacji niebezpiecznych składowisk, za to dyskredytowała Polak w Sejmie. Biegły wskazał bowiem, że pożar był zagrożeniem dla mieszkańców, zalecał ich ewakuację, wprowadzenie obszernej strefy zero. Zalecał zadbać o ludzi.

„Należy wytypować grupy osób, które były bezpośrednio narażone na pożar— zwłaszcza strażaków, policję, osoby postronne, wszystkich pracowników zakładów, którzy pracują w obszarze pożaru. Należy wytypować potencjalny obszar zanieczyszczenia powierzchni ziemi, przeprowadzić niezwłocznie inwentaryzację wszystkich wód podziemnych, studni prywatnych i kierunku spływu wód podziemnych. Należy wytypować obszar badań i realizować na bieżąco wszystkie badania, wdrożyć profilaktyczne, długofalowe badania okresowe przez specjalistów— lekarzy toksykologów"— wymienia w raporcie Krzysztof Tyrała.
PROTE bada ponad pół tysiąca substancji, żeby poznać rozmiar katastrofy

Józef Czechowski, dyrektor ds. badań i rekultywacji środowiska w firmie PROTE, potwierdził, że badane próby wykazują kolosalne zanieczyszczenia, mimo że były pobierane już tydzień po ugaszeniu pożaru.

— Ustaliliśmy cztery punkty, z których warto byłoby pobrać próbki, bo reprezentatywnie pokazywały, co tam się wydarzyło i co trafiło do cieku wodnego Gęśnik. Pierwszą próbę pobraliśmy ze stawu wschodniego dawnych zbiorników zakładów mięsnych w Przylepie, gdzie zaczęły masowo ginąć ryby. Drugą z kolektora betonowego, który zasila owe stawy rybne. Trzecia i czwarta to były próby, które wytypowano w miejscach przed pierwszą tamą i poza nią, przy przepuście bezpośrednio przed Doliną Bobrów— tłumaczył.

Zakres badań był szeroki. Laboranci badali ok. 500 substancji, które mogły znaleźć się w rzece. Takich badań nie upublicznił nigdy WIOŚ.

— Ponieważ do końca nie wiedzieliśmy, jakiego rodzaju substancje mogły się uwolnić do środowiska, musieliśmy to dokładnie zbadać. W badanym rejonie unosił się chemiczny zapach topionego plastiku. Woda miała 3,3 pH, czyli taką kwasowość, która kompletnie nie sprzyja życiu— tłumaczył i dodawał, że "najlepszej" jakości woda była w stawach hodowlanych, bo ich właściciel w porę zdążył zamknąć dopływ jednego z kolektorów. Wskazywał, że sytuację uratowały deszcze, które zaczęły padać kilka dni po pożarze, i rozrzedziły stężenie niebezpiecznych substancji.

Czechowski uznał, że budowanie przez miejskie służby tam ze słomy na Gęśniku nie miało wpływu na zaprzestanie przenikania niebezpiecznych substancji.

— Sama tama miała bardziej taki charakter medialny, bo na terenie Doliny Bobrów znajdują się zanieczyszczenia, które pochodzą bezpośrednio z rejonu pogorzeliska— tłumaczył Czechowski.— Za tamą na Gęśniku dalej mamy toluen, indeks fenolowy i pestycydy chloroorganiczne. To, co jest przed tamą, praktycznie pokrywa się z tym, co jest za tamą— tłumaczył. I wskazywał, że szczęście w nieszczęściu część substancji wchłonęły, niczym gąbka, torfy.

„Dla próbki pobranej z kolektora KS-1000 mamy przekroczenia kadmu— 62 tys. procent, dla niklu – 57 tys., dla ołowiu – 2,6 tys., dla rtęci – 3,7 tys., chloroformu – 204, tetrachloroetenu – 2,2 tys., dla benzo(a)pirenu to jest na poziomie 9 tys."  

Badania próbek trwały dość długo, bo musiały być akredytowane.

— Pewne wyniki mogą być niedoskonałe, to znaczy wymuszały podniesienie norm z dokładnością pomiaru, a to mogło powodować, że część tych związków nie została wykryta czy nie została wskazana w raporcie— zastrzegał Czechowski, choć w raporcie liczba substancji z podwyższonymi normami bije po oczach.
Czechowski: Zatrważające przekroczenia

Czechowski wyliczał, że pestycydów w ogóle nie powinno być w wodzie. I choć trudno w to uwierzyć, wskazywał, że normy w dniu pożaru mogły być dużo bardziej przekroczone, bo dzień był upalny, strumień nikły.

— Kiedy dostały się tam pierwsze zrzuty, warunki chemiczne, fizykochemiczne prawdopodobnie były zdecydowanie gorsze. Później w trakcie deszczów te wody zostały mocno rozcieńczone, wtedy je badaliśmy— tłumaczył. Trudno było mu ocenić, ile substancji wpłynęło finalnie do Odry

— Zatrważające są wyniki indeksu fenolowego, to jest 300 tys. procent. To jest bardzo niebezpieczna substancja, która dość dobrze rozpuszcza się w wodzie— mówił dyrektor PROTE.

Przekroczenia metali ciężkich w kolejnej z prób, np. kadmu sięgają 1,8 tys., miedzi – 1,9 tys., chromu – 9,3 tys. procent.    

— Mówimy o bardzo dużych zanieczyszczeniach. Trudno wskazać, która z substancji jest najbardziej niebezpieczna dla ludzi, zwierząt, bo wszystkie badane przez nas substancje są bardzo niebezpieczne— tłumaczy. PROTE ma wykonać jeszcze raport o ekotoksyczności.— Będziemy badać wpływ tych związków, które tam się dostały, na zdrowie i życie organizmów. Wtedy będziemy mogli jednoznacznie powiedzieć, jaki wpływ na zdrowie i życie mają te chemikalia, które się przedostały wraz z wodami— tłumaczy Czechowski.

Polak:— Wiceminister Jacek Ozdoba kpił ze mnie, że "dezinformuje społeczeństwo". Panie ministrze Ozdoba, czy to jest dezinformacja? Należało zrobić takie badania. Macie laboratoria, macie pieniądze. Powinniście dawno wykonać taką analizę, takie badania i oceny oddziaływania i zatroszczyć się o mieszkańców— mówi marszałek.

Marszałek do Kubickiego: Miał pan miliony euro z Unii Europejskiej, nie zrobił pan nic

Marszałek na konferencji skrytykowała Janusza Kubickiego, prezydenta Zielonej Góry.

— W ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnej dla obszaru zielonogórsko-nowosolskiego przeznaczyliśmy na usuwanie odpadów 17 milionów euro, ale prezydent nie reflektuje, by te pieniądze wydać na ratowanie katastrofy w Przylepie. Podobnie było w poprzedniej perspektywie, wtedy miał 11 mln euro i wyrok sądu, który go obligował do niezwłocznego usunięcia składowiska— tłumaczyła marszałek Polak.

Dariusz Legutowski, zielonogórski radny KO, potwierdza, że gdy składał interpelacje w sprawie składowiska w Przylepie, zawsze był fałszywie uspokajany.

— Mam żal, bo mówiono nam, że wszystko jest w porządku. Obiekt jest monitorowany, bezpieczny. Po pożarze okazało się, że monitoringu przeciwpożarowego nie było, a ostatnie pół roku nie było nawet zwykłych kamer— mówi Legutowski i dodaje, że Kubicki nie otrzymywał od radnych PO votum zaufania.— Za to, w jaki sposób gospodaruje pieniędzmi miejskimi. Budżet miasta to 1,2 mld zł, a brakowało w nim środków na likwidację toksycznych odpadów— opowiada. Kaliszuk próbuje przejąć konferencję, to ostatnio modna taktyka ludzi PiS

Konferencji przysłuchiwał się Krzysztof Kaliszuk, wiceprezydent Zielonej Góry. Zgłosił się do zadawania pytań ekspertowi. Jego głos okazał się raczej próbą "wybielenia" miasta. Zapewniał, że zagrożenie było mniejsze, bo baloty słomy były wymieniane, a część wód pożarowych udało się zebrać do mauzerów. Tyle że na pytanie dziennikarzy, jaki procent wód pożarowych udało się wyzbierać, nie potrafił odpowiedzieć. Nie odpowiedział też na pytanie, czy składowisko— jak zalecali eksperci— zostało przykryte specjalistyczną włókniną, która pomogłaby uchronić ludzi przed toksycznymi oparami. Składowisko było wielkim reaktorem chemicznym.

Kaliszuk zażądał od marszałek udostępnienia sali prasowej, by zwołać swoją konferencję, choć swój urząd miasta ma po drugiej stronie ulicy. Kazał dziennikarzom poczekać pół godziny, bo musiał zwołać strażaków (ostatecznie nie przyszli), inspektora WIOŚ, szefa miejskiej śmieciowej spółki oraz swojego szefa.

— Wezwie pan komendanta? Inspektora? To pana podwładni? Da pan radę?— dociekali dziennikarze, ale ostatecznie poczekali.

Kubicki robi hucpę, przynosi gaśnicę

Szybko okazało się, że konferencja Kaliszuka to pułapka zastawiona na marszałek. Kaliszuk bagatelizował na niej wyniki zleconego raportu.

— Skażenie Gęśnika było potwierdzone przez służby. To strzelanie kapiszonami— rozpoczął konferencję [WIOŚ kilka dni po pożarze, gdy wyciek znaleźli ekolodzy, podał zdawkową informację dotyczącą kilku substancji, nie podano, o ile przekroczone są normy— red.].

Prezydent Janusz Kubicki wyjął z papierowej torebki gaśnicę. I też kpił z raportu marszałek.

— W tej gaśnicy są też niebezpieczne substancje, wie pani?— mówił, odnosząc się do słów dyrektora PROTE, który wskazywał, że w próbach wykryto także markery świadczące o obecności związków, które stosuje w produkcji środków gaśniczych.

Kubicki wyjął wydrukowaną umowę, w której napisał, że przyznaje sobie 17 mln euro z budżetu województwa na utylizację składowiska. I kazał dokument podpisać marszałek.

— To legalne? Taka umowa pisana na kolanie?— dopytywali dziennikarze.

Kubicki odpowiadał, że robi to dla swoich mieszkańców. Prezydenci zapewniali, że nie ma zagrożenia dla mieszkańców.

— Jeśli jest tak bezpiecznie, jak mówicie, czy przeniesiecie swoje gabinety do biurowców przy pogorzelisku? Tam od miesiąca bez przerwy pracują setki osób, choć składowisko jest jak wielki reaktor— dopytywali dziennikarze.

Kaliszuk odmówił przeprowadzki:— Mieszkańcy płacą nam, żebyśmy pracowali w urzędzie miasta. Tam mamy swoje biura— uciął.

Kubicki na pytanie nie odpowiedział.

Gdy dziennikarze zaczęli dopytywać o szczegóły raportu, dlaczego WIOŚ nie prowadził rozszerzonych badań, takich jak marszałek, jaki wpływ na życie ludzi ma wysoce rakotwórczy azbest, który rozproszył się w chmurze i wokół pogorzeliska, gdy podczas wybuchów rozleciał się eternitowy dach, organizatorzy konferencję przerwali.

Ganecki przyznaje, że skażenie jest duże, ale nie zagrażało

Mirosław Ganecki, szef lubuskiego WIOŚ, przyznaje, że wyniki PROTE pokrywają się z danymi, które mają jego inspektorzy. Tyle że WIOŚ upublicznił zaledwie wyniki badań 20-30 substancji. Dlaczego nie badano całego spektrum niebezpiecznych związków, by ocenić poprawnie zagrożenie?

— Wyniki były złe, nie trzeba było ich rozszerzać, bo skażenie było już wykryte— tłumaczy "Wyborczej" Ganecki.

Na konferencji, z polecenia Kaliszuka, zapewniał, że powietrze też nie stanowiło zagrożenia, bo toksyczna chmura nie poszła na Przylep.

Tomasz Nesterowicz, radny miejski Nowej Lewicy, mieszkaniec Przylepu:— Nie idzie wierzyć już w słowa inspektora. W odpowiedzi na moje interpelacje inspektor pisał, że nie robiono symulacji przemieszczania się toksycznej chmury, dziś zapewnia, że Przylep chmura ominęła. Tylko skąd pyły i maź na oknach mieszkańców?— mówi.

Chciał dopytać, ale nie było już kogo, bo Kaliszuk "zabrał" z konferencji inspektora.

Joanna Liddane, ekolożka Zielonych:— Kubicki zrobił hucpę. Ubliżył mieszkańcom, sprowadzając ich problemy, zagrożenie do marnego happeningu. Wyniki badań palą się na czerwono, a oni włamują się na konferencję i próbują wmówić, że wszystko jest dobrze. A potem uciekają przed poważnymi pytaniami dziennikarzy. To groteska urzędu— ocenia Liddane.

Marszałek Polak:— 8 tys. razy przekroczone normy pestycydów, ponadkilku- i kilkudziesięciotysięczne przekroczenia norm trucizn i substancji rakotwórczych, silnie toksycznych, metali ciężkich, które powodują wady płodu, poronienia, nowotwory, choroby płuc, serca. To są dla pana Kaliszuka kapiszony? Polecam lekturę tego raportu, niech Kaliszuk poczyta, bo mam wrażenie, że kapiszony pracują w zarządzie miasta— mówi marszałek Polak.
Prof. Wziątek: Duże ryzyko skażenia wody pitnej

Dr hab. Bogdan Wziątek bada gospodarkę wodną w obszarach Natury 2000, oddziaływanie ludzi na środowisko. Czytał raporty wykonane przez ekspertów na zlecenie marszałek.

— Raport pokazuje wyraźnie, że doszło do bardzo silnego skażenia terenu wokół pogorzeliska. A zanieczyszczenia spływały z wodami potoku Gęśnik do rzeki Łącznej, a prawdopodobnie także do Odry. Trafiły również do wód gruntowych i gleby. Istnieje więc bardzo wysokie ryzyko skażenia wody pitnej w studniach. Przy czym sytuacja ta może objawić się dopiero po pewnym czasie, co wynika z szybkości przesączania się wody w głąb ziemi— tłumaczy.

Miasto rozpoczęło proces przyłączania mieszkańców Przylepu do miejskich wodociągów.

Marszałek przypominała, że urząd marszałkowski wykonuje badania dla strażaków i mieszkańców w Centrum Pulmonologii w Torzymiu.

— Są wykonywane też rejestry wszystkich osób, które się zgłaszają w celu monitorowania ich stanu zdrowia w długim okresie. Zwołałam również zespół ekspertów z udziałem toksykologów do przygotowania programu profilaktycznego i ten program profilaktyczny sfinansujemy w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego— dodaje.

10
1
submitted 1 year ago by rahora@szmer.info to c/srodowisko@szmer.info
11
1
12
1
13
1
14
1
15
1

cross-postowane z: https://szmer.info/post/953169

cross-postowane z: https://szmer.info/post/953168

Na wartej miliony złotych dwuhektarowej działce na Półwyspie Helskim Lasy Państwowe szykują się do inwestycji. Co tutaj stanie? I kto to postawi? Tego leśnicy nie chcą zdradzić. Wiadomo za to, że wcześniej sami wnioskowali, by las przestał być "lasem". Żeby mogli stawiać budynki i wycinać drzewa.

Działka nr 175 w Juracie liczy dokładnie 2,0455 hektara. Znajduje się kilkaset metrów na wschód od ścisłego centrum miejscowości, przy ulicy Wojska Polskiego. To droga wojewódzka nr 216, główna "arteria" Półwyspu Helskiego.

Ile może być wart ten grunt? W okolicy nie ma oferty sprzedaży podobnej działki, możemy szukać jedynie w archiwaliach. Znajdujemy dwie oferty z Juraty na sprzedaż działek budowalnych. Cena jednej to cztery miliony złotych, drugiej - siedem i pół miliona. W obydwu przypadkach to kwoty, które trzeba było zapłacić za tysiąc metrów kwadratowych. Przypomnijmy: działka nr 175 ma tych metrów ponad 20 tysięcy.

Na tym terenie przed laty działał ośrodek wypoczynkowy pracowników handlu spółdzielczego "Merkury", a potem camping "Sosnowa Jurata". Na dostępnej wciąż w internecie (nieaktualnej już) ofercie dla turystów zamieszczono zdjęcia domków, namiotów, camperów i przyczep campingowych.

Na fotografiach pokazujących miejsca dogodne do rozstawienia namiotu widać rosnące sosny, niewielkie zakrzaczenia. Nie ma wątpliwości, że teren ma charakter lasu wykorzystywanego w sezonie do celów turystycznych, głównie do biwakowania. Niewielkie domki zajmują przestrzeń między drzewami.

W ofercie "Sosnowej Juraty" czytamy, że jest to "miejsce do wypoczynku dla wszystkich, którzy lubią sosnowy las, bezpośredni kontakt z przyrodą, morskie powietrze nasycone jodem oraz szum morskich fal. (...) Fanów karawaningu i sportów wodnych zachwyci świetna lokalizacja ośrodka". Do obydwu plaż - od strony zatoki i od strony otwartego morza - idzie się stąd nie więcej niż kilka minut spacerkiem.

Obecnie teren jest ogrodzony, na płocie wisi tabliczka zakazująca wstępu. Z chodnika widoczne są ślady po wyburzeniach części budynków. To efekt prac zleconych wiosną tego roku przez gminę Jastarnia (Jurata leży w jej granicach, a do 2017 roku była częścią miasta). Gmina wynajmowała ten teren od Lasów Państwowych i podnajmowała przedsiębiorcom pod camping za około 80 tysięcy złotych rocznie. Umowa najmu się skończyła, teren wraca pod bezpośredni zarząd leśników, stąd wyburzenia. - Należało to zrobić zgodnie z umową - wyjaśnia Tyberiusz Narkowicz, burmistrz Jastarni.

Z porównania archiwalnych zdjęć tego miejsca ze stanem istniejącym wynika jasno, że zburzono parterowy niewielki murowany pawilon - recepcję nieistniejącego już ośrodka oraz część parterowych domków letniskowych.

W ostatnich latach teren ten przypominał nieco zaniedbany, ale jednak urokliwy camping. Czasy świetności ośrodek ma już jednak zdecydowanie za sobą.

Oaza ciszy na pustyni zgiełku

Ale jego charakter wciąż pozostaje niezmienny. Odróżnia się od innych położonych w Juracie pensjonatów i hoteli - zabetonowanych, znajdujących się na niewielkich zabudowanych do granic możliwości działkach. To problem, czasem wręcz plaga Półwyspu Helskiego - nadmierna jego urbanizacja, zwykle pod cele turystyczne. Tu każda piędź ziemi jest na wagę złota. Dodajmy – złota, przywożonego w portfelach turystów. Spacerując po Juracie, trudno oprzeć się wrażeniu, że deweloperzy, gdyby im tylko na to pozwolić, zabudowaliby cały ten wąski pas ziemi apartamentowcami z lokalami na wynajem.

Więc dwuhektarowa działka w centrum tej nadmorskiej osady odróżnia się od innych. Nie ma tu kostki brukowej, asfaltu i betonu. Rosną tu sosny, a miejsce jest jakby oazą spokoju w środku turystycznego zgiełku.

Przyjrzyjmy się temu lasowi. Jest opisany w ogólnodostępnej aplikacji "Bank Danych o Lasach".

Dwuhektarową działkę w Juracie, w rubryce "Kategoria ochrony", oznaczono tam zapisem: "OCH. GLEB, OCH. MIAST". Oznacza to, że gospodarka leśna na tym terenie musi być prowadzona na podstawie przepisów szczególnych, określonych rozporządzeniem ministra ochrony środowiska z 1992 roku. Dotyczą one "lasów uznawanych za ochronne". Czytamy w rozporządzeniu między innymi, że lasy uznaje się za "ochronne", jeśli porastają wydmy lub tereny do nich przyległe - gdyż mają chronić glebę przed wywiewaniem (zapobiegać zjawisku przemieszczania się wydm). Na takich terenach należy prowadzić gospodarkę leśną "w sposób zapewniający ciągłe spełnianie przez nie celów, dla których zostały wydzielone". Co to oznacza w przypadku działki w Juracie? Porastające ten teren drzewa - sosny liczące nawet dwieście lat - poprzez swoje systemy korzeniowe stabilizują grunt i zapobiegają przemieszczaniu się wydm. Inaczej mówiąc, zapobiegają zasypywaniu piaskiem siedzib ludzkich, dróg, i tak dalej.

Dlatego tych drzew nie powinno się wycinać.

Leśnicy w 2013: tu ma być las

Do niedawna las porastający teren dawnego ośrodka "Merkury" był też chroniony przez miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego gminy Jastarnia. W planie obowiązującym od 2013 roku obszar ten był określony jako "teren lasu" i zakazane tam było wycinanie drzew.

Burmistrz Jastarni Tyberiusz Narkowicz już wtedy, w 2013 roku, zabiegał o zmianę przeznaczenia gruntu z "lasu" na "usługi". Wówczas jednak się to nie udało.

"Gmina na etapie tworzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego [czyli w 2013 roku - red.] zamierzała usankcjonować istniejącą od lat 50-tych funkcję ośrodka wczasowego. Na powyższe jednak nie wyrażał zgody nadleśniczy [Nadleśnictwa Wejherowo, był nim wówczas Janusz Mikoś - red.] uzgadniający przeznaczenie gruntów leśnych. W takiej sytuacji Rada Miejska uchwaliła plan, nie dopuszczający budowy obiektów, mimo że takie istniały na terenie" - wyjaśnił w mailu do redakcji burmistrz Narkowicz.

Obiekty, o których pisze burmistrz, to głównie niewielkie domki letniskowe, jak również parterowy pawilon.

Dwa Grand Hotele w Juracie

Plan z 2013 roku obowiązywał do roku 2021. Dwa lata temu uchwalono bowiem nowy plan zagospodarowania przestrzennego. Zgodnie z jego zapisami działka po ośrodku wczasowym "Merkury" przestała być "terenem lasu", a stała się "terenem usługowym". Ma to swoje bardzo konkretne konsekwencje. Wymieńmy kluczowe postanowienia nowego planu.

Po pierwsze - na działce w Juracie dopuszcza się wycinkę drzew pod budowę infrastruktury technicznej, ścieżek pieszych, dróg pieszo-jezdnych, dróg dojazdowych, dróg eksploatacyjnych dla urządzeń infrastruktury technicznej, małej architektury lub placów zabaw dla dzieci.

Po drugie zaś dopuszcza się na tym terenie zabudowę, a maksymalny procent powierzchni zabudowy na działce może wynosić 30 procent. Jak duże budynki można teraz tu stawiać? Maksymalna wysokość zabudowy może wynieść 12 metrów, czyli cztery kondygnacje.

Spróbujmy przełożyć postanowienia nowego planu na możliwości inwestycyjne.

Działka ma 20 tysięcy metrów kwadratowych, z czego można zabudować 30 procent - to 6 tysięcy metrów kwadratowych. Można na nich postawić czterokondygnacyjne budynki, więc powierzchnię tę mnożymy razy cztery. Ogólnie - powierzchnia wszystkich wybudowanych pomieszczeń wyniosłaby wówczas 24 tysiące metrów kwadratowych. Przyjmijmy, że jedna trzecia tej powierzchni zajęta zostałaby przez pokoje hotelowe (reszta to ciągi komunikacyjne, pomieszczenia gastronomiczne czy sale konferencyjne albo recepcja) i że jeden pokój hotelowy (apartament) zajmie średnio trzydzieści metrów kwadratowych.

Wówczas w ośrodku znalazłoby się miejsce na 266 pokojów hotelowych.

Najbardziej znany i największy hotel w Juracie to obecnie hotel Bryza. Dysponuje 83 pokojami hotelowymi. Dla porównania: hotel Sheraton w Sopocie ma 189 pokoi, zaś sopocki Grand Hotel - 126.

Te obliczenia (hipotetyczne, obrazujące potencjał inwestycyjny nieruchomości, nie zaś konkretne zamierzenia) obrazują, jak ogromne możliwości biznesowe daje miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego podmiotowi, który dysponuje i zarządza tym terenem - czyli Lasom Państwowym.

Leśnicy w 2021: nie chcemy już lasu

Każdy miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego podlega konsultacjom społecznym. W odpowiednim terminie można składać uwagi i wnioski do projektu takiego planu.

29 marca 2021 roku uwagę dotyczącą terenu po dawnym ośrodku "Merkury" złożyło do nowego planu Nadleśnictwo Wejherowo.

Przypomnijmy – to samo nadleśnictwo, jak twierdzi burmistrz Jastarni, osiem lat wcześniej nie wyraziło zgody na jakąkolwiek inwestycję na tym terenie, zachowując go w planie jako "las", w którym nie można nic wybudować ani wycinać.

Jednak osiem lat później nowy nadleśniczy - w 2018 roku został nim Jacek Szulc - zawnioskował, by zapisać w planie, że na dwuhektarowej działce dopuszcza się zabudowę o charakterze "wypoczynkowym, hotelowym, uzdrowiskowym i inne miejsca noclegowe, zgodnie z faktycznym użytkowaniem tych terenów". Uwagę Lasów Państwowych uwzględniono.

Zapytaliśmy nadleśniczego Nadleśnictwa Wejherowo Jacka Szulca o to, czy Lasy Państwowe zwracały się na etapie przygotowywania planu z prośbą o zmianę funkcji tego terenu.

Odpowiedział: "Nadleśnictwo nie zwracało się na etapie przygotowywania planu z prośbą o zmianę funkcji na działce 175".

Odpowiedział tak, mimo że 29 marca 2021 roku złożono wniosek do planu, w którym Nadleśnictwo zabiega o to, by wprowadzić zabudowę o charakterze hotelowym. Jest to zapisane w dokumentach gminy.

Czy wówczas, wiosną 2021 roku, był ktoś, kto próbował powstrzymać zmianę w planie i zachować dwa hektary "lasu" w Juracie? Okazuje się, że tak.

Swoje uwagi złożył również Pomorski Zespół Parków Krajobrazowych. Przyrodnicy zwracali uwagę, że "przeznaczenie ww. działki na cele nieleśne oraz zmiana jej przeznaczenia z terenu leśnego na teren zabudowy usługowej, umożliwi budowę kolejnych lokali usługowych np. hoteli w miejscowości Jurata, tym samym wpłynie negatywnie na jej walory krajobrazowe, historyczne i kulturowe". Postulowali odstąpienie od pomysłu zmiany "lasu" na "usługi".

Uwagę pracowników parku krajobrazowego odrzucono jako "bezzasadną".

Namiot i hotel

Jak gmina oraz Lasy Państwowe uzasadniają fakt, że na terenie, który jest porośnięty lasem ochronnym, dopuszczona zostanie wycinka drzew i zabudowa?

Autorzy planu zagospodarowania przestrzennego, odrzucając postulat przyrodników z parku krajobrazowego, odpisali w ten sposób: "Teren stanowi zdegradowany obszar, zabudowany resortowym ośrodkiem wypoczynkowym. Zmiana przeznaczenia terenu (…) pod zabudowę usługową (…) stanowi ujawnienie istniejącego zagospodarowania".

Przypomnijmy – gdy to pisano (2021 rok), "stan istniejący" był taki, że na campingu "Sosnowa Jurata" stały małe drewniane domki, a sam ośrodek czekał na wakacyjny najazd camperów i turystów z namiotami. Uznano jednak, że dopuszczenie możliwości budowy dwunastometrowych budynków to "ujawnienie" owego "stanu istniejącego". Można zatem przyjąć, że nie dostrzeżono różnicy między namiotem, camperem czy domkiem letniskowym a trzypiętrowym budynkiem hotelu.

Podobnej argumentacji używa burmistrz Tyberiusz Narkowicz. W korespondencji z nami pisze, że utrzymywanie w planie zagospodarowania "lasu" (i zakazu zabudowy) na tym terenie "było dla Gminy niekorzystne, gdyż sprzeczne ze stanem faktycznym. Nie pozwalało na zainwestowanie terenu, co ma m.in wpływ na stawkę podatku od nieruchomości".

Dodaje, że przy zmianie planu w 2021 roku "udało się uzyskać pozytywne uzgodnienie Lasów Państwowych oraz pozostałych instytucji", w tym, jak ustaliliśmy, między innymi uzyskano od Ministerstwa Środowiska "zgodę na przeznaczenie gruntów leśnych na cele nieleśne".

Sami wybudujemy, ale nie powiemy co

Z pytaniami o działkę w Juracie najpierw zwróciliśmy się do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku kierowanej przez Bartłomieja Obajtka. Regionalna Dyrekcja nie chciała jednak zabrać głosu. Odesłano nas do Nadleśnictwa Wejherowo.

Zapytaliśmy więc wejherowskie nadleśnictwo o zamierzenia inwestycyjne wobec tego terenu. Między innymi o to, czy będą wycinane drzewa.

"Grunt, posiadający funkcję usługowo-rekreacyjną w oparciu o miejscowy plan i od wielu lat tak wykorzystywany, ma zapewniać bezpieczeństwo użytkownikom, tym samym możliwe jest wycinanie drzew, jeżeli zagrażają zdrowiu i życiu ludzi" - odpowiedział nadleśniczy Jacek Szulc.

W tym miejscu konieczna jest dygresja. Lasy Państwowe i urzędnicy ministerstwa często używają argumentu bezpieczeństwa dla wycinania drzew. Tak było na przykład w Puszczy Białowieskiej w 2019 roku, kiedy przekonywano, że suche drzewa stanowią zagrożenie dla turystów. - Trzeba je wyciąć, bo to nadleśnictwo, a nie ekolodzy, odpowiada za bezpieczeństwo - tłumaczył ówczesny minister środowiska Henryk Kowalczyk. - Jeśli drzewo się przewróci i kogoś zabije, to nadleśniczy idzie do więzienia - dodał.

Wróćmy jednak do Juraty i planowanej inwestycji.

Zapytaliśmy Nadleśnictwo, czy znany jest już inwestor, przyszły dzierżawca, ewentualnie nowy właściciel tego terenu.

"Nadleśnictwo nie planuje wydzierżawienia ani sprzedaży działki. Na obecnym etapie nie prowadzimy działań inwestycyjnych, ale planujemy w przyszłości, po zatwierdzeniu koncepcji i uzyskaniu stosownych zgód. (…) Nadleśnictwo nie przeprowadzało procedury przetargowej, gdyż samo będzie realizować projekt" - odpisał Szulc.

Co powstanie na dwuhektarowej działce?

Z odpowiedzi nadleśniczego wynika, że zostanie ona "zagospodarowana przez Nadleśnictwo zgodnie z funkcją określoną w miejscowym planie na cele urządzenia miejsca dla camperów, biwaku oraz bazy letniskowej dla turystów celem zwiększenia potencjału wypoczynkowego". Dodał on także, że "na obecną chwilę Jurata nie posiada oferty w przystępnych cenach dla ogółu społeczeństwa".

Co konkretnie kryje się za pojęciem planowanej "bazy letniskowej", gdzie oferta ma być "dla ogółu społeczeństwa" i w "przystępnej cenie"? Jaka będzie liczba budynków, ich rozmiar oraz liczba miejsc noclegowych? Na to pytanie już nie dostaliśmy jasnej odpowiedzi.

Piotr Karbownik, zastępca nadleśniczego, poinformował jedynie, że będzie mógł jej udzielić dopiero "po sporządzeniu koncepcji i jej zatwierdzeniu". Zapewnił jednak, podobnie jak Jacek Szulc, że "działka zostanie zagospodarowana zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego".

Zatem mimo że od zmiany funkcji terenu z leśnej na usługową minęły już ponad dwa lata, Nadleśnictwo Wejherowo wciąż nie chce zdradzić, co konkretnie zamierza z tym terenem zrobić. Działka nie powinna być nasza

Jeden fragment maila od nadleśniczego z Wejherowa Jacka Szulca, dodany "od siebie" (nie stanowi odpowiedzi na żadne z naszych pytań), jest zaskakujący.

"Z państwa pytań i zainteresowania wielu osób istnieje uzasadnione przypuszczenie, że tak atrakcyjna działka pod kątem turystycznym nie powinna znajdować się z zarządzie Lasów Państwowych i być przedmiotem zagospodarowania na cele wypoczynkowe dla ogółu społeczeństwa".

Jak to rozumieć? Trudno powiedzieć, co nadleśniczy dokładnie miał na myśli. Nie precyzuje, kto miałby tym terenem zarządzać i komu miałby on służyć, jeśli nie "ogółowi społeczeństwa".

Imperium Obajtków

Bartłomiej Obajtek, który kieruje Regionalną Dyrekcją Lasów Państwowych w Gdańsku (jednostka zwierzchnia wobec Nadleśnictwa Wejherowo), jest bratem Daniela Obajtka, prezesa Orlenu. W ciągu ostatnich lat media donosiły o szeregu inwestycji, jakie bracia realizowali, między innymi na Pomorzu.

Bartłomiej jest właścicielem pensjonatu "Szlacheckie Gniazdo" w Kopalinie - miejscowości malowniczo położnej nad morzem, tuż obok planowanej lokalizacji elektrowni atomowej. Dwieście metrów obok znajdują się domki letniskowe - jak podawał "Newsweek" i Onet, ich właścicielem jest Daniel Obajtek, jednak funkcjonalnie i biznesowo połączone są z pensjonatem Bartłomieja, nosząc nazwę "Szlachecka Osada".

W oddalonej od Kopalina o niecałe dziesięć kilometrów wsi Sasino znajduje się duży dom na tysiącmetrowej działce, który był własnością Bartłomieja Obajtka, obecnie zaś - jak doniosła "Gazeta Wyborcza" - właścicielem nieruchomości jest Daniel Obajtek. W Borkowie Lęborskim (powiat wejherowski, 15 kilometrów od Kopalina), jak ujawniła Wirtualna Polska, prezes Orlenu w latach 2017 - 2020 zakupił pałac i 6,45 hektarów ziemi. Pałac jest remontowany za państwowe pieniądze i - według zapewnień Daniela Obajtka, miał się tam znaleźć ośrodek rehabilitacji dla dzieci i sportowców.

Czytaj więcej: Willa w Sasinie, domki w Kopalinie. "Newsweek": Daniel Obajtek ma więcej nieruchomości

Z kolei w Łebie (około 40 kilometrów od Kopalina) Daniel Obajtek posiada pensjonat "Zatoka Aniołów", który kupił od gminy i który prowadzi Julia Tomicka.

Julia Tomicka - również według doniesień "Gazety Wyborczej" - prowadzi inną inwestycję, także na wybrzeżu. Chodzi o kolejną z nieruchomości braci Obajtków - dom w gminie Wicko, dziesięć kilometrów od Łeby. Stoi on na półhektarowej działce należącej do Bartłomieja Obajtka.

Kolejne działki, których właścicielem jest szef Lasów Państwowych na Pomorzu Bartłomiej Obajtek - jak czytamy w portalu wp.pl, znajdują się w Dychlinie, Chwaszczynie, Lubiatowie i Częstkowie. W sumie, zdaniem autora reportażu, posiadłości brata prezesa Orlenu, warte są około osiemnastu milionów złotych.

Kolejny biznes?

"Na działce w Juracie ma być kolejny biznes braci Daniela i Bartłomieja Obajtków. Najpierw zmieniono plan zagospodarowania przestrzennego, żeby móc budować, a zaraz ruszy inwestycja. Powinniście to sprawdzić" - usłyszeliśmy w Juracie. Informację tę potraktowaliśmy jako niepotwierdzoną. Uznaliśmy jednak - mając na uwadze imponującą listę inwestycji obu braci na Pomorzu - że możemy i powinniśmy o to zapytać samych zainteresowanych.

Daniel Obajtek, mimo kilku prób, nie odebrał od nas telefonu. Skontaktowaliśmy się z biurem prasowym Orlenu, którym kieruje. Rzeczniczka spółki przekazała, że prezes jest zajęty i żeby wysłać pytania mailem.

Zadzwoniliśmy również do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku, żeby porozmawiać z dyrektorem Bartłomiejem Obajtkiem. Ale dyrektor również był zajęty.

W tej sytuacji do obu braci wysłaliśmy maila o tej samej treści:

"Z licznych nieoficjalnych informacji, które docierają do naszej redakcji, wynika, że planuje pan inwestycję na terenie działki nr 175 w Juracie, która obecnie należy do Lasów Państwowych. W żadnym wypadku nie chcielibyśmy zostawić takiej informacji bez zapytania zainteresowanej strony, w związku z tym zwracam się z uprzejmą prośbą o odniesienie się do tych informacji oraz odpowiedź na pytanie, czy pan albo bliska panu osoba planuje osobiście lub poprzez podmiot gospodarczy prowadzenie działalności na terenie działki nr 175 w Juracie?"

Od Daniela Obajtka nadeszła odpowiedź podpisana przez "Biuro Prasowe PKN Orlen". Czytamy w niej: "Pan Prezes Daniel Obajtek nie dokonał zakupu, nie planuje zakupu i w związku z tym nie planuje inwestycji na wymienionej przez Pana Redaktora działce".

Bartłomiej Obajtek odpowiedział nam osobiście. Przysłał maila, w którym pisze, że mamy "problem percepcji słowa pisanego" - wszak odpowiedź, jego zdaniem, już otrzymaliśmy od Nadleśnictwa. Na dowód cytuje wysłaną do nas (rzekomo) korespondencję. Jednak tekst, który znajduje się w mailu od Bartłomieja Obajtka różni się od tego, który wcześniej dostaliśmy od Nadleśnictwa. Dowiadujemy się z niego (o czym wcześniej nie było mowy), że prowadzona jest (lub będzie) analiza rachunku ekonomicznego zagospodarowania tego terenu.

Tak czy inaczej, z maila Bartłomieja Obajtka również wynika, że nie planuje on żadnej inwestycji na działce w Juracie.

Jak ustaliliśmy, działka ma pozostać w zarządzie Lasów Państwowych, na dzisiaj nie planuje się jej dzierżawy czy sprzedaży. Nadleśnictwo Wejherowo oraz Bartłomiej Obajtek przyznają, że opracowana zostanie analiza ekonomiczna oraz koncepcja zagospodarowania tego terenu. Ktoś będzie musiał wybudować infrastrukturę (w tym "bazę letniskową"), być może ktoś będzie pełnił funkcję operatora ośrodka, który może być "gigantem" w branży turystycznej - przynajmniej jak na warunki Półwyspu Helskiego.

Kto to będzie? Nie sposób dzisiaj tego ustalić.

Przepisy jednak wskazują, że taka firma - odpowiedzialna za wybudowanie i zarządzanie majątkiem Skarbu Państwa - powinna zostać wyłoniona w drodze nieograniczonego przetargu, do którego będzie mógł przystąpić każdy przedsiębiorca spełniający określone warunki.

Obecnie Lasy Państwowe posiadają szereg środków wczasowych, większych i mniejszych w całej Polsce, również nad morzem. Są to niekiedy miejsca noclegowe przy leśniczówkach, innym razem całkiem spore ośrodki. Być może wybudowana na działce w Juracie "baza noclegowa" dołączy do listy zarządzanych przez Lasy Państwowe ośrodków turystycznych. "Ośrodki te cieszą się wielką popularnością i niskimi cenami" - zapewnił nas dyrektor Obajtek.

Nie zmienia to jednak faktu, że dwa hektary lasu mającego chronić wydmy przestały istnieć - przynajmniej w sensie formalnym. A stało się tak za wiedzą i zgodą Nadleśnictwa Wejherowo i - jak należy sądzić - samego Bartłomieja Obajtka.

16
1
17
1
18
1

Zaskakująco szczera i prawdziwa do bólu kampania promocyjna skierowana do turystów odwiedzających Kanadę, ze szczególnym uwzględnieniem magnatów przemysłu gazowego i paliwowego!

19
1
20
1
21
1
22
1
submitted 1 year ago by xele@szmer.info to c/srodowisko@szmer.info
23
1

Artykuł dodający do biografii Fossey ciekawy wątek związany z wybuchającą wiele lat później wojną domową w Rwandzie.

24
1
25
1
view more: next ›

Środowisko naturalne i inne zielone sprawy

0 readers
0 users here now

founded 4 years ago
MODERATORS